poniedziałek, 27 stycznia 2014

Zaginiona Prim (rozdział 1)

Poczułam kilka delikatnych ukłuć na dużym palcu, prawej stopy. Jaskier. Co dzień budził mnie tak na łowy. odepchnęłam kota nogą, a sama energicznie wyskoczyłam spod starej kołdry. Wsunęłam się w szare leginsy,wysokie, czarne buty sięgające mi aż po kolana, długą, jasną tunikę i jeansową kurtkę ojca. Prócz tej i deszczowej kurtki nic po nim nie zostało. Z ubrań, są przecież jeszcze łuki. Pozostałe części garderoby sprzedaliśmy na Ćwieku. To znaczy ja. Mama pewno nawet nie udzieliłaby odpowiedzi gdybym spytała się o zgodę. jestem już przecież za stara by pytać się mamę o zdania. Pomyślałam chwilę czy nie ubrać się cieplej. Zapomniałam. Dożynki. W ten dzień zawsze było ciepło. Od lat. Niektórzy sądzą że to Kapitol tego dnia rządzi pogodą. Mają pewnie wiele racji. Jeśli kapitolińscy ludzie umieją swymi komputerami w kilka sekund sprawić by na arenie pojawiło się zwierzę, którego wcześniej nikt nie widział i nic o nim nie słyszał to może także rządzić pogodą. Z pewnością. Wychodząc z pokoju zajżałam przez uchylone drzwi do pokoju matki. Spodziewałam się zobaczyć tam Prim, ale co dziwne nie było jej tam. W noc przed jej pierwszymi Dożynkami nie było jej u mamy? Nie miałam jednak siły się martwić, więc rzuciłam okiem na pokój siostry. Pusto. Pusto. Zupełnie pusto. Nie mogłam uwierzyć. Gdzie była moja malutka Prim? Nerwowo przebiegłam się kilka razy po niewielkim domu. Nie było jej. usłyszałam przeraźliwe płakanie Jaskiera. Nie wiedząc czemu podeszłam do niego i zobaczyłam co mu jest. Kot uważnie patrzył na swoją łapę, w której uwięzła igła. Pomogłam pupilowi, by zobaczyć z co dokładnie wdepnął. Schyliłam się, wyjęłam mu z łapy złotą igłe i przyjrzałam się dokładnie do czego była przyczepiona. To była broszka. Złota broszka Prim, z kosogłosem. Świadczyło to o tym, że się spieszyła. Musiała ją upuścić lub odpaść od materiału ubrania. Mocno ścisnęłam ozdobę w dłoni kalecząc sobie palce igłą. Stanęłam szybko, sięgnęłam po "ozdobny" łuk ojca stojący w rogu koło drzwi i wypadłam z chałupy niczym huragan. Nie miałam nawet czasu budzić mamy. Musiałam działać.

To prawie pewne, że Prymulka uciekła z powodu dożynek. Nie, to zupełnie pewne. Nie poszłaby do lasu. Ona nie jest taka jak ja i nie łamie zasad, trzyma się z daleka od drutów z prądem, które nigdy nie mają w sobie prądu. Szłam więc miastem. To jedyne drogi, które znała. Zajrzałam na Ćwiek. Nie pytałam się o nią ludzi. Niektórzy są niestety tacy mądrzy by nanieść Kapitolowi o zgubie. Kto wie czy nie zrobiłby z którejś nas awoksa. Lepiej być cicho, czyli lepiej być sobą. Nie było po niej ani śladu. Z resztą raczej bałaby się przybyć tu sama. Jedyne miejsce, które jeszcze przychodziło mi do głowy do piekarnia. Nie chciałam tam pójść, ale dla Prim musiałam. W piekarni czekałby na mnie Peeta. Syn piekarza. Gdy byłam jeszcze niewielka, a mama cały czas żyła w depresji musiałam walczyć o przeżycie dla mnie i Prim. byłam jeszcze zbyt młoda by wziąć udział w igrzyskach i zapłacić dodatkowym losem za zapotrzebowanie dla nas trzech w pożywienie. Tego dnie byłam już wycieńczona, a nic nie wpadło mi do ust. Usiadłam koło piekarni, a chłopak (może dobrowolnie) spalił chleb. Okrutna matka kazała mu nakarmić nim świnie, a on rzucił w moją stronę kilka bochenków bym mogła się najeść. Czułam się jego dłużniczką, a miałam znów błagać go o przysługę.

Nerwowym krokiem weszłam do piekarni. Gdy otworzyłam skrzypiące drzwi zadźwięczał stary dzwonek, jednak nikt nie zwrócił na niego uwagi. Za ladą, w kącie stała odwrócona pani Mellark.
- Dzień dobry- powiedziałam starając udowodnić kobiecie że niestety, nie jestem duchem. - mogłabym widzieć się z pani synem?
- A co cie takiego z nim łączy - zapytała podejrzliwie, mimo że nawet nie była łaskawa się odwrócić. Miała racje. Prócz tego okropnego momentu nic nas nie łączyło. A on i tak pewnie nic nie pamiętał. Jednak tylko jemu mogłam powierzyć informację o Prim. Każdy dorosły od razu poinformowałby służby,a w Peecie miałam chociaż cień nadziei. Kobieta odwróciła się wreszcie i powiedziała ze spuszczoną głową:
- Idź tym długim korytarzem, a na jego końcu będzie pokój w którym pewnie będzie... Peeta
Imię chłopca powiedziała przez zęby, z pełną nienawiścią. Wolałam jednak nie przejmować się kobietą i udać się do celu. Pokój był zniszczony. Tapeta na jego ścianach zrywała się ,a zasłony przy dużym oknie były rozdarte. Było zupełnie pusto. Jedynie na podłodze leżał wielki, gruby dywan, a w rogu , przy oknie nie zadbany fotel. Na nim mój cel, z którym chciałam porozmawiać. Twarz miał odwróconą, a prawą ręką przyciskał do czoła woreczek z lodem. Znów go uderzyła. Nie mogłam o tym myśleć. Widocznie udawał, że mnie nie widział, ale tak nie było. Słaby z niego aktor.
- Pamiętasz mnie? Pamiętasz gdy... - schyliłam głowę, lecz szybko podniosłam - nie, nie pamiętasz. Nazywam się Katniss.
- Pamiętam, Katniss - nie chciał na mnie spojrzeć, podobnie jak jego matka i powiedział wrogo - czego chcesz?
Starałam się nie zwracać uwagi na nienawiść i złość w jego głowie więc odpowiedziałam.
- Prim. Była tu? Prim to...
- Wiem kto to Prim - podniósł się i prawie krzyknął. Worek mu upadł i zobaczyłam jego twarz. na czole miał wielkiego siniaka. Nie usiadł tylko całkowicie się odwrócił, stając do mnie tyłem - nie było jej. - powiedział już znacznie ciszej.
- Peeta? - szepnęłam i nie czekając nawet na najmniejsze mruknięcie dodałam - nikomu nie mów o naszej rozmowie.
I wielkimi susami wybiegłam z piekarni, starając się być od niej jak najdalej. Od Peety i jego matki. Jak najdalej!

sobota, 25 stycznia 2014

Peeta Time

Dżen dżobry trybuci!
Dziś przychdzę do was z moją ulubioną postacią z Igrzysk..... Peetą i ulubionym aktorem, który występował w Igrzyskach..... Joshem. Lubicie go? Ja bardzo. Wolę Josha, ponieważ jest brunetem , a Peeta blondynem. Wolę brunetów :) Biedny Josh jest jednak bardzo niski, jedynie 167 cm. Niziuuutki. Ale o chyba jedyny minus tego przystojniaka *.*

piątek, 24 stycznia 2014

Kosogłos

Dziś niestety nie mam dla was opowiadania ale własnoręczbie (przeze mnie) wykonany rysunek kosogłosa. Co o nim uważacie? Według mnie jak na mój drugi w życiu rysunek koska jest całkiem całkiem :)

Pomyślnego czytania bloga i niech blog zawsze wam sprzyja :)

Witam was na moim blogu :)
poczytajcie chwilę, a wszystkiego się dowiecie:)
Coś o mnie:
Jestem zwykłą nastolatką. Mam 12 lat i chodzę do 6 klasy. Kocham koty ;) Sama mam trzy. Są to brytyjczyki, ale to nie blog o kotach :D uwielbiam fotografię,czytać książki i wiele innych. Ale interesuje mnie też pisanie i Igrzyska Śmierci :)
Coś o blogu:
Na tym blogu chcę umieszczać swoje opowiadanie ZWIĄZANE z Igrzyskami. Co oznacza że nie będą kopią Igrzysk, ale Igrzyska będą taką "podstawą" tych powieści, a bohaterką wcale nie musi być Katniss. Od razu uprzedzam: nie codziennie mam wenę, więc nie codziennie będą pojawiać się opowiadania, ale aby nie było nudno może będę dodawać zdjęcia z Igrzysk lub krótko pisać o nich, aktorach, postaciach, nowinkach :)
Coś o Igrzyskach:
Lubię je, uwielbiam :) inaczej nie powstałby blog, prawda? Jednak niestety.... :( Obejrzałam tylko pierwszą część igrzysk, ale kiedy mam czas słucham audiobook-a, też pierwszej części (no ale jak skończę to przechodzę do następnych) . Mam jednak w planie PRZECZYTANIE książek, ale jeszcze nie wiadomo.Moja widza o Igrzyskach, jednak częściowo sięga do WPO . Przy okazji jestem fanką Peety (czyli też Josha )
Coś o pisaniu:
Tak, tu będą opowiadania co oznacza, że lubię pisać. Docencie mnie i moje wypociny i zrozumcie, że jestem jeszcze amatorką i nie będę pisała raczej jak profesjonalni autorzy :)
Pomyślnego czytania bloga, i niech blog zawsze wam sprzyja :D


Zapraszam :)